Czy wszyscy będziemy milionerami?

08 sty 2021

Był już u nas okres, kiedy wszyscy mieli w portfelu miliony i nie chcemy do tego wracać. To było przed denominacją waluty w roku 1995. Bo ówczesny milion, to dzisiejsze 100 zł. Czy historia może się powtórzyć? Wiele wskazuje, że może nas czekać nie rok czy dwa, ale dekady zwiększonej inflacji. Ciekawą tezę stawia artykuł: https://dnarynkow.pl/dekada-inflacji-przed-nami-i-nikt-jej-nie-uniknie-dlaczego-czeka-nas-wzrost-cen/. Otóż inflacja jest powiązana ze strukturą demograficzną. Wygląda to mniej więcej tak:

Czyli inflację „wywołują” osoby w wieku emerytalnym oraz w wieku szkolono-studenckim, a redukują inflację osoby w wieku produkcyjnym. Nie ma potrzeby udowadniania, iż w nadchodzących latach będziemy mieli coraz więcej osób w wieku emerytalnym, a mniej w wieku produkcyjnym. Tym samym inflacja będzie się napędzać strukturą wiekową społeczeństwa.

Teza wydaje się początkowo dziwaczna, ale jest w gruncie rzeczy zupełnie logiczna i oczywista. Inflację wywołuje nie tyle dużo pieniądza na rynku, ile pieniądza nie pokrytego przez towary czy usługi. Dużo pieniądza i dużo towaru, to po prostu społeczeństwo bogate. Otóż te towary czy usługi wytwarzają osoby w wieku produkcyjnym. Same otrzymują zaś mniej pieniędzy niż wytworzyły dóbr – bo inaczej ani gospodarka by się nie rozwijała, ani nie byłoby z czego utrzymywać sektora nieprodukcyjnego w państwie.

Z kolei dzieci i młodzież oraz osoby starsze nie produkują, a konsumują. Tym samym generują pieniądz nie pokryty towarem przez siebie wytworzonym. Nawet jeżeli niekonieczne wydają te pieniądze sami. Mogą to bowiem robić również za pośrednictwem państwa, które będzie utrzymywać dla nich szkoły i służbę zdrowia, czy nawet za pośrednictwem rodziców, kupującym młodym ubrania i wypłacającym kieszonkowe.

W istocie więc nie chodzi tutaj w wiek, tylko o aktywność gospodarczą. Gdyby z jakiegoś powodu osoby w wieku produkcyjnym nie były aktywne zawodowe, tylko żyły z zasiłków – efekt byłby identyczny: puste pieniądze napędzałby inflację. Przytoczone badania przeczą, pojawiającym się czasem twierdzeniom, jakoby można było osiągnąć trwały wzrost gospodarczy poprzez transfery pieniężne. Niestety nie. Jeżeli nie jest się naftowym szejkanatem, to wzrost gospodarczy i dobrobyt bierze się wyłącznie z pracy. Pracy – wspartej kapitałem, technologią, khow-how, organizacją. Ale jednak pracy. Pieniądze nie pokryte towarem nie zwiększają dobrobytu, a jedynie inflację.

Taki sam zatem efekt – zwiększenie inflacji, muszą mieć więc z czasem również transfery koronawirusowe. Na razie efekty nie są nadmiernie widoczne. Jest to spowodowane tym, że emitowane pieniądze nie trafiają jeszcze na rynek konsumentów. Z uwagi na niepewne czasy środki są gromadzone jako oszczędności, albo trafiają do segmentu inwestycyjnego, napędzając wzrost cen tych dóbr: akcji, kryptowalut, metali szlachetnych itp. Ale to wszystko do czasu.

A wracając do tezy wyjściowej: Tak, jeżeli coraz mniej osób będzie pracować na utrzymanie coraz większej grupy, mogą nas kiedyś czekać miliony w portfelu. Niestety, w tym złym znaczeniu.

Powiązane Posty

W co obecnie inwestować?

Parokrotnie przy różnych okazjach odwoływałem się do klasycznego modelu doboru aktywów w zależności od fazy gospodarki, w której się obecnie znajdujemy. Przypomnę, że ten model wygląda tak: W jakim miejscu obecnie się znajdujemy? Niewątpliwie albo mamy za sobą...

Inflacja głupcze

Mam przeczucie, graniczące z pewnością, że niniejszym tekstem narażam się jakiejś grupie kredytobiorców. Niestety, taka konstatacja nie powinna analityka powstrzymywać od głoszenia poglądów, co do których jest przekonany. Uparcie wraca na papier temat inflacji. W tym...

Wojna na Ukrainie – zagrożenie, czy okazja?

Tytuł może wydawać się niestosowny, bo jak można traktować tak tragiczne wydarzenie, jak wojna, jako okazję. Ale taka już niewdzięczna rola analityka, iż odkładając na bok aspekty moralne, musi skupić się na ekonomii i rynku inwestycyjnym. Traktowanie wojny jako...