Mamy dość ciekawe zestawienie dotyczące emerytur w Europie.
Europa się starzeje. Jak się żyje osobom starszym w krajach UE? – Onet.pl
Szczególnie pouczający jest wykres obrazujący udział emerytur i podobnych świadczeń w PKB danego kraju. Jak widać, Polska mieści się obecnie, mniej więcej, w średniej unijnej. Najwyższe emerytury (względem PKB) są pobierane w krajach o dyskusyjnej kondycji ekonomicznej, a najniższe w krajach o szybkim tempie rozwoju. W czołówce tej pierwszej grupy widzimy bowiem aż trzy z czterech krajów ze sławnej niedawno grupy PIGS oraz dodatkowo socjalizującą Francję. W drugiej grupie mamy kraje bałtyckie, Irlandię, Rumunię czy Maltę. Rzecz jasna nie powinno to być żadnym zaskoczeniem. Czym więcej środków przeznacza się na bierne świadczenia społeczne a nie np. na inwestycje czy badania i rozwój, tym kondycja gospodarki słabsza.
Kolejny wniosek jaki się z tego nasuwa, jest taki, że w gruncie rzeczy, w Polsce nie ma już wiele miejsca na większy udział emerytur w PKB. Możemy go zwiększyć może o jeden punkt procentowy, ale nie więcej, jeżeli nie chcemy dołączyć do grona krajów o podobnie wysokim zadłużeniu i problemach rozwojowych jak Grecja, Portugalia czy Włochy. Powiększenie udziału emerytur w PKB o 1 punkt procentowy, skutkowałoby (ceteris paribus) zwiększeniem emerytur o około 9%. Czyli radykalnego przełomu nie ma. Można też dla porównania zerknąć na tezy prof. Konrad Raczkowskiego.
Teraz trzeba sobie uświadomić, że na ogół mamy nieuzasadnioną skłonność do przenoszenia doświadczeń jednostkowych do skali makroekonomicznej. Tymczasem to tak nie działa. Otóż jeżeli jeden człowiek będzie zarabiał rocznie milion złotych to będzie bogaty, prawda? Jeżeli więc wszyscy będziemy zarabiali rocznie po milionie złotych, to wszyscy będziemy bogaci, prawda? Oczywiście, że nie. Będziemy mieli tylko wysoką inflację i być może jeszcze wysokie zadłużenie. Więc raczej będzie w kraju mało ciekawie, a nie bogato. To już przecież przerabialiśmy 30, 40 lat temu, kiedy wszyscy zarabialiśmy miliony. Bogactwo kraju nie bierze się bowiem z wypłacanych pieniędzy, tylko ze wzrostu PKB. A jeżeli się nie jest szejkanatem naftowym, to wzrost PKB bierze się po prostu z pracy, wspartej inwestycjami, organizacją czy innowacyjnością.
Więc pojawia się pytanie, czy godziwą emeryturę zapewnią państwowe programy kapitałowe. Otóż takie programy w rezultacie prawie wszędzie na świecie finalnie zawiodły. W tym we wskazywanym nam kiedyś za wzór, programie emerytalnym Chile. Kłania się tu myślenie w skali makroekonomicznej. Jeden człowiek może sobie indywidualnie zapewnić godziwą emeryturę poprzez stosowne inwestowanie. Emeryci rozumiani jako cała grupa, już nie. Nic nie zmieni bowiem ograniczenia, iż na emerytury (i podobne świadczenia) możemy przeznaczyć tylko określony procent PKB – jeżeli chcemy utrzymać jaki taki rozwój gospodarczy. Owszem, w krótkim terminie można trochę pokombinować. Na przykład w tłustych latach trochę odłożyć środków na lata chude. Albo trochę się zadłużyć. W długim terminie już nie ma miejsca na takie kombinacje. W ostatecznym rozrachunku zostaje na koniec po prostu wielkość PKB i sposób w jaki się go dzieli. PKB – czyli mniej więcej to co wytworzy gospodarka z pracy innych.
Drogi, jakimi odbywać się będzie transfer środków na rzecz emerytów w skali państwa i w długim terminie, ma już znaczenie wtórne. Mieszanie w systemach emerytalnych niewiele pomoże. Czyli po prostu, od mieszania herbata nie robi się słodsza. To czy transfery odbywają się poprzez bieżące składki pracowników i pracodawców, za pośrednictwem ZUS i Skarbu Państwa, czy z programów kapitałowych np. za pośrednictwem kuponów obligacji czy dywidend od akcji, w skali makro staje się obojętne. To sprowadza się tylko co najwyżej do drobnej korekty – odwleczenia czegoś w czasie. Finalnie na emerytury składają się zawsze po prostu przedsiębiorcy i pracownicy: albo poprzez daniny publiczne: składki na ZUS i podatki, albo poprzez udział w wartości wytworzonej przez firmy: np. udział w zysku (dywidenda) czy udział w finansowaniu przedsiębiorstw (np. kupon od obligacji) – jak to ma miejsce w systemach kapitałowych. Tu warto przypomnieć, że PKB wytwarzają przedsiębiorcy i pracownicy. Nie państwo. Czyli odsetki od obligacji Skarbu Państwa nic nie wnoszą do wzrostu PKB, a tym samym finalnie do przyszłych emerytur.
Czyli inaczej mówiąc, przedsiębiorcom i pracownikom można zabrać na rzecz emerytów tylko określoną część ich dochodu. Inaczej gospodarka wpadnie w problemy. Jak pokazuje przytoczony na początku wykres, nie mamy już wiele miejsca na większy udział emerytur w PKB. Co gorsza, ta proporcja w sposób naturalny będzie się w najbliższych latach pogarszać, z przyczyn demograficzno-regulacyjnych (wzrost liczby emerytów kosztem pracujących). A zatem nie mamy co liczyć na to, że Państwo zapewni nam wyższe emerytury – niezależnie od tego jaki program emerytalny wymyśli. W skali makro, wyższe emerytury zapewnić może tylko stosowny wzrost PKB, albo zmniejszenie liczby świadczeniobiorców. A na krótką metę jeszcze zwiększenie zadłużenia państwa. Ewentualnie odłożenie obecnie części środków na emerytury przyszłe. Z zastrzeżeniem, że tak naprawdę nie ma już z czego odkładać, zważywszy na obecny deficyt ZUS. To wszystko jednak tak czy inaczej poskutkowałoby na krótki okres, bo i oszczędności kiedyś się kończą i zadłużenie się ma swoje granice. Na zmniejszenie liczby świadczeniobiorców, w szczególności poprzez wydłużenie wieku przejścia na emeryturę nie ma z kolei obecnie zgody społecznej. Szkoda tylko, że nie ma w tym wszystkim miejsca na szczerą dyskusję społeczną, tylko jest mydlenie oczu i kolejne mieszanie herbaty, która jednak dalej jest i będzie gorzka.
Wniosek jest jeden – jeżeli chcemy mieć godziwą emeryturę, musimy o nią zadbać sami. W szczególności poprzez samodzielne inwestowanie.
Paweł Zaremba-Śmietański